Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy. Król lubił aby się poznać nie dawano. Brühl może poznanym rychło być nie chciał.
Kamerdyner chodzący za nim z dwóma świecami w rękach, czekał skinienia.
Odwrócił się szybko pan dyrektor.
— Gdzie jest ten strój weneckiego szlachcica, któregom nie miał czasu użyć w grudniu?
Służący rzucił się do szafy stojącéj w kącie, zasłoniętéj skrzydłem otwartém drugiéj, która przy niéj stała. Brühla oko wnet padło na aksamity czarne.
Rozkaz był wydany, zaczęło się szybko ubieranie. Suknie leżały wybornie i nadawały postać szlachetną i zręczną pięknemu panu. Wszystko było czarne, aż do pióra przy kapeluszu i szpady szmelcowanéj u boku. Na piersi tylko spadał ciężki, przepyszny łańcuch złoty, na którym Brühl zawiesił medal z wizerunkiem Augusta Mocnego. Tak przybrany przejrzał się w zwierciadle i nałożył pół maseczki. Dla niepoznaki zaś, na brodzie ogolonéj świeżo przylepił zręcznie plasterkiem bródkę hiszpańską, która zdawała się prawdziwą, i mogła obałamucić znajomych.
Zmienił na palcach pierścienie, okręcił się kilka razy i szybko schodzić począł.
Port-Chaise, jak naówczas zwano lektykę stała w sieniach domu. Dwaj tragarze przebrani byli wprzódy po wenecku z czerwonemi wełnianemi czapkami na głowach i płaszczykach aksamitnych, oliwkowych, na ramionach; oba téż mieli maski na twarzach. Zaledwie z przodu zamknęła się lektyka, któréj zasłonki zielone pospuszczane były, tragarze unieśli ją w górę i pobiegli z nią ku zamkowi.
W głównych wrotach stały strojne straże gwardyj, nie wpuszczano nikogo oprócz pańskich powozów i lektyki boga-