Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostróżny, aby się nie naprzykrzył nikomu, promienie słoneczne nie dopiekały, a wśród ciszy pozornéj, chóry pieśni brzmiały, gdy się ucho wsłuchało w nie. Śpiewała pszczoła pieśń miodową, szczebiotała jaskółka gniazdkową, skowronek rolniczą, bocian satyryczną, a strumień stary plotkarz bełkotał trzy po trzy nowiny, które niósł do morza.
I ludzi nie było dokoła, ani ich gwaru, ni swaru, ni troski, ni śmiechu straszniejszego czasem niż płacz sam.
Staruszek znał już wszystkie ścieżyny w góry i lasy... Były one zaledwie dojrzane dla innych, dla niego znaczne bardzo, a choć się piąć było trzeba po nich, z pomocą kija, powoli idąc, oddychając, O. Otton dostawał się na najwyższe wierzchołki.
Na tych to wyżynach rosły i kwitły kwiaty, których doliny nie miały, a stanąwszy na górze, cóż to za widok u stóp staruszka się roztaczał! Oczy jego co na książce z trudnością czytały, skutkiem popsucia swojego, w dal sięgały wielką i dopatrywały czego pospolitego człowieka wzrok nie mógł zobaczyć. Tam stały szeregami wierzchołki białe, szare, sine, zielone, gór piętrzących się ku niebu, po których szczytach czepiały się chmury jak dymy, bliżéj zieleniały całe boki wzgórzów lasami przyodziane, majowemi łąkami poprzecinane, a gdzieniegdzie wśród drzew bielały