Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czarnéj czapeczki, która całą głowę i uszy zakrywała. Już miał wynijść, gdy O. Augustyn przełożony zjawił się we drzwiach klasztornych i widząc go w progu, rzuciwszy okiem na to co koszyczek zawierał, ozwał się doń łagodnie.
— A wzięliżeście ojcze Ottonie, choć maleńką flaszeczkę wina, abyście mieli się czém pokrzepić. W waszym wieku, niezbędnie to potrzebne, reguła pozwala, zdrowie wymaga.
O. Otton potrząsał głową.
— A woda? z tych kryształowych źródeł górskich, nie jest że to najzdrowszy z napojów?
— Przyda się do niéj dla was choć kropla wina — dodał O. Augustyn.
I skinąwszy na przechodzącego braciszka, kazał mu z refektarza przynieść małą wina flaszeczkę, którą pod posłuszeństwem wziąć polecił, aby od wody staruszek febry, na wiosnę częstéj, nie chwycił.
O. Otton podziękował, choć mu się to wcale potrzebném nie wydawało. Przełożony wesoło życzył mu szczęścia, zalecił ostróżność i tak go w góry wyprawił. Wyszedł staruszek powoli krocząc i rozpatrując się po świecie. Dzień był prześliczny, dzień złocisty, na niebiosach świąteczny, na ziemi radośny, a O. Otton modląc się Bogu zań dziękował. Piękniejszego na podróż w góry wybrać było niepodobna. Powietrze nie gorące ni chłodne, żywiło nie osłabiało, wiatr chodził