Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyjść i stłuc to na miazgę, a będzie spokojnie!
Borzywój niemógł już milczeć dłużéj.
— Miłościwy panie, rzekł, gdybyśmy ich nawet pobili, jeżeli sami rozpoczniemy wojnę, gdy oni porywać się nie śmieją, ściągniemy na siebie wszystko co żyje i nie ujdzie nas ztąd ani noga.
— Nieprawda! — krzyknął Bolesław nie zwyciężą mnie i nie uczynią mi nic. Imie moje popłoch sprawi! Pierzchną jak zające przedemną, gdy śmiało spadniemy im na karki. Nieprawda! Lud się naówczas ruszy gdy zobaczy że wojna ze zdrajcami rozpoczęta.
Borzywój chciał coś rzec, król zamknął mu usta, nieznosił przeciwieństwa, począł łajać i urągać drużynę swą zwąc tchórzami, zdatnemi do kądzieli i spódnicy, lecz i o wycieczce zamilczał.
Nazajutrz jakby się do wytrzymania oblężenia przygotowywano, wysłano w okolice po żywność i zapasy, król opatrywał wały, ostrokoły i bramy. Srogi był, gniewny, lecz czynny i rozgorączkowany. Borzywojowi już słowa sobie powiedzieć nie dawał i unikał z nim spotkania.