Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściéj było. Ucieczka Krysty zgniewała króla i przybiła, przypisywał ją księżom i zdradzie. Chodził po izbach pustych, patrzał po kątach ciemnych, czasem się gniewem wielkim unosił, a co mu naówczas pod rękę wpadło tłukł i zabijał.
Od dnia popełnionego morderstwa godziny spokoju nie było... Każdego ranka ktoś uchodził. Posyłał król po kogo, nieprzybywał; nie było dlań żywéj duszy, oprócz garści dworu, drużyny i niewielu zbrojnych ludzi co na zamku stali, niemiał z sobą nikogo.
Duma pańska, walczyła z tém wypowiedzeniem wojny przez kraj cały. Nie ustępowały z błoni pod zamkiem kupy nagromadzone ziemian i rycerstwa, które go znać za króla niechciały; nie ustępował on z Wawelu.
Często na złość im król wychodził albo wyjeżdżał sam jeden, mijał je powoli, nastręczał się oczom, zdawał ich wyzywać bezbronny.
Naówczas zoczywszy go ludzie, odwracali się jakby go niewidzieli; gdy wołał, udawali że nie słyszą; gdy pytał, nie odpowiadali, niektórzy bojaźliwsi uciekali od niego. Nieporywał się nań nikt, ale mijali wszyscy.
Z dniem każdym stawało się gorzéj.
Kościoły pozamykane były wszystkie, nigdzie dzwonu ni modlitwy, nigdzie księdza u ołtarza, lud ochrzczony i już chrześcijański, szczególniéj