Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieszo prowadził daléj Krystę do matki. Zdało mu się, że szedł za trumną.
Gdy dwór się pokazał w Górze, otoczony częstokołami, poszedł przodem do niego.
Zięć tam drugi gospodarzył, przy którym stara matka mieszkała.
Sulisławowa córki téj, od czasu jak jéj srom uczyniła, znać ni wiedzieć o niéj niechciała.
Pusto było w Górze; siostra Krysty po chorobie niedawnéj leżała nie wstając jeszcze, stara Sulisławowa za nią i zięcia gospodarzyła w domu. Wielkie wrota pod dachem, stały zaparte, cisza panowała we dworze. Mścisław przez furtę boczną wszedłszy pocichu, matkę zastał na przedsieniu z kądzielą. Ta, ujrzawszy go i poznawszy, kądziel rzuciła aż się stoczyła na ziemię, dłonie podniosła. Krzyknęła i uciekać chciała. Wstrzymał ją krzykiem Mścisław.
— Matko moja — zawołał. Miłosierdzia proszę! Ratuj mnie i Krystę...
Usłyszawszy to imie, stara w ręce podniesione uderzyła, zatrzymała się i krzyknęła.
— Coś ty oszalał?
— Krystę do was wiozę — Krystę moją nieszczęśliwą, ledwie żywą. Uciekła ona sama z zamku, gdzie ją gwałtem trzymano. Znalazłem na polu, chorą, biedną...
Sulisławowa przerażona, niepewna, powtórnie