Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Krysta! Krysta! — odzywało się na wszystkie strony..
Nieszczęśliwa, pod tą chłostą słów okrutnych, pod gradem tych wejrzeń strasznych, padła jak nieżywa, zakryła twarz, wtłoczyła się niemal na dno wozu, i głosem rozdzierającym znowu krzyczeć poczęła:
— Krew! krew!
Obłąkanie wracało. — Drżąc i miotając się stężała z boleścią na wykrzywionych ustach. Gdy Mścisław, ściągnięty jéj krzykiem przypadł aby ją bronić, zastał już omdlałą i prawie bez życia.
Ujrzawszy go nadbiegającego, nielitościwi ludzie, zamiast usłuchać wołania i próśb, jęli się z niego urągać.
Mścisław się rzucił na nich jak wściekły, o mało do krwawego boju nie przyszło. Starszyzna ulitowawszy się wreście nad nim, gdy go rozbrojono, po krótkiéj walce, odjechała szybko zostawując leżącego na gościńcu.
Nie obeszło się jeszcze bez wykrzyków nad Krystą i śmiechów, a swawolnych wyrazów.
Gdy gromada odciągnęła, stara baba, ledwie się nieszczęśliwéj zdołała docucić. Życie z niéj uszło prawie: skołowaciała leżała z pianą na ustach i oczyma nieruchomemi. Z życiem wracającém, wróciła trwoga, krew i obłąkanie.
Mścisław, któremu w czasie walki u wozu, koń się był przestraszony wyrwał i uciekł, idąc