Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiać się poczęli parobcy, którzy je oczyszczać mieli. Wychodzili przeciągając się, zaspani, szukali mioteł i łopat, wlekli się i stawali nad śmietniskiem zadumani, jakby czytając w niem, co ono wczoraj widziało... Podejmowali szczątki i rzucali je, śmieli się i pluli.
Zmęczona wczorajszą wrzawą, od któréj nierychło uciec mogła, Krysta spała długo — obudził ją dzwonek na Skałce u Ś. Michała, a potém zaraz tentent koni.
Zadrżała, zerwała się, pobiegła w koszuli wyjrzeć przez okno, odsunęła okiennicę, i zobaczyła jak król jechał otoczony Boleszczycami... Dokąd? niewiedziała, ale serce jéj biło strachem.
Król się nawet nie obejrzał ku oknu, oglądał się tylko Borzywój pozdrawiając ją, i Zbilut jadący za nim. — Krysta się ukryła zawstydzona, bo niemiała na sobie nic oprócz bielizny; włosy się jéj we śnie porozplatały, czuła się zmęczoną, wiedziała że była bladą.
Ona, co tak dobrze dawniéj umiała śmiać się, o wszystkiem zapomnieć, wesołością swą dziecinną drugich rozśmieszać, czasem aż do szału się rozpasać i rozgzić — wczoraj nie mogła być nawet wesołą.
Coś ją cisnęło na sercu; oczy pana patrzały jakoś tak dziko, szał téj uczty pół chłopskiéj wył tak straszno... Mimowoli przypominała sobie inne czasy, lata inne, macierzyńskie pod-