Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczty służyły, dziś śmieciem się stały, poobalane, w ziemię wdeptane, zmięszane z błotem.
W przedsieniach dworu, pod budynkami i okopami, na ziemi i ławach leżała rozpierzchła, uśpiona jeszcze, pijana gawiedź, ze psy razem. Daléj na wałach widać było precz wyrzucone dwa trupy tych co się na śmierć zapili, na w pół odarte. Czekały one aż je gdzieś wywloką.
Gdzieniegdzie stały brudne jakieś kałuże, jedne jakby krwawe, drugie od saméj krwi ohydniejsze. Bili się i tłukli skłóceni, na śmiech drugim, a wielu z ranami i potłuczonemi wyszło głowami, nieczując kalectwa nawet.
Szczątki biesiady opowiadały jéj dzieje. Obok łachmanów leżały kosztownych sukien oderwane kawały, guzy złociste i konopne sznury, rozerwane bursztyny nogami pokruszone i pobite garnuszki proste... Męzkie i niewieście czapki i chusty walały się społem.
Ziemia, wczoraj porosła murawą, zmięszona była nogami, zgnieciona, zbita, a ślady nóg, rąk, głów odciśnięte na niéj pozostały wyraźne...
Skończyła się bowiem uczta, po odejściu króla, po wypróżnieniu ostatka w beczkach, jak szatańskie wesele — zwierzęcym szałem ohydnym...
Na to obrzydliwe pobojowisko wczorajszego królewskiego przyjęcia — spojrzeć nie było można bez wstrętu.
Stało ono długo nietknięte, aż nierychło zja-