Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A! nie — nigdy! płacząc powtarzała królowa, niech się wola Boża stanie nad nami!
Ojciec Otton stał łamiąc ręce, łzy mu ciekły.
— Dziecięcia żal — rzekł. — Niezbadane są wyroki Boże, a pismo mówi iż za grzechy ojców na pokoleniach Bóg mścić się będzie.
Dziecię... począł z cicha, lecz zobaczywszy płacz królowéj, zatrzymał się i umilkł, głowę spuścił, sam pot i łzy ocierał.
Wielisława szlochała, płacząc padła na siedzenie swoje, a Mieszko, usłyszawszy ją zachodzącą się, wbiegł niewołany, wprost do matki, uwiesił się jéj na szyi, a łzami do płaczu pobudzony, razem całować ją i łkać począł.
Płakali tak wszyscy, bo słów im brakło. Otton pożegnać chciał królowę, a niemiał odwagi powiedzieć że ostatni raz próg ten przestąpił. Stał u drzwi niecierpliwy z niemi, zapominając o rozkazie, który mu natychmiast opuścić dwór polecał.
Upłynęła tak chwila bolesna, królowa łzy otarła gwałtownie, syna odprawiła znowu i zbliżyła się jeszcze raz do staruszka.
Nie szło jéj już o siebie, ale o pana i małżonka, którego miłowała opuszczona, przebaczając mu wszystko.
— Ojcze mój, rzekła cicho — powiedz mi, nie tając nic, prawdę całą.