Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 214.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sny, dziki, któremu, choć mu życie był winien, zemstę poprzysięgał. — Nierychło, gdy bezwładnym człekiem, co niedawął[1] nawet znaku gniewu ni bólu, gawiedź się dość nabawiła, nie rozwiązując mu rąk pchnięto go precz za wrota na drogę.
Mścisław puszczony padł zrazu, nie mając siły ni woli ruszyć się z miejsca. Ciemna noc już była, zdala od zamku dochodziły jeszcze śpiewy i odgłosy ucztujących, gdy Mścisław wreście podniósł się z ziemi, zachwiał i z trudnością wlec się zaczął ku przedmieściu. Związane ręce, w które się sznury wjadły, sprawiały mu boleść i ruch utrudniały, więzienne leżenie nogi pokurczyło, wilgoć i powietrze zgniłe osłabiły. Niepoznawał sam siebie. Pijany był bolem i gorączką. — Przed oczyma jego przesuwał się jeszcze król i Krysta — i straszne ciemności więzienia, w którém był zamknięty jak w grobie.
Na drodze zamkowéj pusto było, na przedmieściach téż światła już pogasły i ludzie się po chatach pochowali. Szczekanie psów tylko słychać było zdala, i wycie. Zataczając się, opiérając o płoty, wypoczywając zszedł Mścisław aż do stóp góry. Dokąd daléj iść miał sam niewiedział, nie wiedział nawet czy było po co do Bużenina powracać, bo i tam królewscy ludzie już może gospodarowali.
Sam niewiedząc jak, bezmyślnie, dowlókł się aż do domku u kościółka na Skałce, w którym

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – niedawał.