Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stara i młoda przychodziła rzadko, a bez nich i inne wstydziły się lub obawiały zasiąść do stołów, gdyż i król i dwór jego, zbyt sobie swobodnie poczynał z niemi. Tych tylko kwiatów brakło do ubrania stołów królewskich.
Władysław usiadł przy bracie, pokorny, strwożony, z oczyma spuszczonemi, wszystkich bić musiała w oczy ta między dwu rodzonemi braćmi różnica,
Siedzieli przy sobie prawie milczący, rzadko cichym słowem odzywając. Król o psach, sokołach, łowach i o płochych rzeczach zagadywał, śmiejąc się i rozglądając do koła. Władysław mało co w usta wziąwszy, pochmurny, odpowiadał tylko na pytania
Po krótkiém posiedzeniu, nagle król kazał sobie podać misę, wodę i ręczniki, obmył ręce i pozostawiając brata ze swym dworem, wstał. Wyszedł sam na podworce zamkowe.
Mrok już był i cisza panowała wieczorna. — Zobaczywszy że kilku Boleszczyców wyszło za nim, król ich ręką nazad do izby odprawił.
Domyślili się że do Krysty szedł pewnie, i tak było w istocie.
U węgła dworca dwu ludzi czekało na jego skinienie — król im dał znak a sam krokiem powolnym skierował się do dworca Krystyny.
Gdy król nadchodził, siedziała jeszcze pani z Bużenina w oknie otwartém, kwiatek trzymając