Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czarnobrewa tylko spozierała surowo nie na swe niewiasty, ale na tych niewiernych, co na inne twarze w jéj obecności patrzeć mogli.
Parę razy wzrok jéj pobiegł za Borzywojem i Zbilutem, na każdego z nich spoglądając inaczéj. Śledzić się zdawał pierwszego, drugiego szukać niespokojnie, jednego obawiać, drugiego pożądać, jak dziecię zabawki...
Wszystko w niéj było aż do zalotności dziecinném.
Właśnie się krótka rozmowa Boleszczyców z królem skończyła, gdy gęślarze, którzy byli umilkli trochę i spoczywali, brzęknęli w struny, szmer ucichł, piosnka cicho i nieśmiało poczęła się odzywać jakby z dali.
Stara to była pieśń miłosna:

Stanę się, stanę siwym kaczorem...
.......

Niewiasty, jakby urokiem jéj porwane, rozśpiewały się na dobre, zapomniały o wszystkiém, prześcigały głosami, i pieśń rozlegała znowu po izbie, w podwórzu, kołysząc jak fala, aż póki z ostatnią nie umarła zwrotką.
Westchnęła czarnobrewa — może się jéj dawne jakie przypomniały czasy, inne głowy pospuszczały. Niewiadomo co pieśń niesie, za słowami jéj kryje się tyle widm i upiorów.
Długo tak w noc król śpiewać kazał i przy-