Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A twarz to była, jak kwietniowych dni niebo zmienna, błękitem naprzemiany, obłokami czarnemi, chmurkami białemi, oponami szaremi, słońcem wesołém i złocistém malowana, któréj poranek nie ręczył za wieczór, a burza nie trwała dłużej pogody... Piorun mógł z niéj uderzyć niespodziany, a w chwilę potém mogły się otworzyć spokojne błękity...
Od dziecka niemal pan, żołnierz, wódz, zwycięzca; co rozdawał trony — był nieulęknionym i nie rozumiał może, iżby dlań co niepodobném być mogło.
Niewiasta siedząca przy nim, piękna i młoda, na twarzyczce niemal dziecinnéj, miała wyraz zalotności wyzywającéj, śmiałéj, nie wstydzącéj się wcale, naiwnéj.
Białéj płci, z małym rumieńcem, nieco blada, czarnemi wielkiemi, wesołémi oczyma z pod ciemnych łuków brwi, patrzała w króla jak w tęczę. Maleńkie jéj usteczka uśmiechały mu się lubieżnie, a w uśmiechu biały pasek ząbków śnieżnych przeglądał. — Ciemny włos rozpuszczony miała na ramiona, które się od niego bielsze jeszcze wydawały.
Niebieska sukienka ze złotém szyciem, ciasno obejmująca kształty ciała, pokryta była drugą szkarłatną w fałdach bogatych osłaniającą ją, od niechcenia rzuconą.... Na piersiach, głowie, ramionach, rękach, u pasa, złote ozdoby świeciły