Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodzica, albo do Jakuszowic do dziada — jeżeli stary ślepiec cię przyjmie — a nie było ci się zaciągać na dwór królewski. Kiedyś grzyb, to leż w kosz, o miłym spokoju nie ma co i prawić.
Rozśmieli się drudzy.
— To prawda — rzekł Odolaj — że u nas o pokoju ni myśleć, ni pytać, a jednakbym ci Wawelu na Jakuszowice nie mieniał, ani na Zborów... W Jakuszowicach u dziada ledwiebym się zdał ślepemu na parobka, w Zborowie ojcu na nic, a na Wawelu, u boku pana służąc, choć w pocie czoła, człowiek się czegoś kiedyś dochrapie...
Borzywój się rozśmiał niemal pogardliwie.
— A, co my wiemy, czego się dosłużemy i kiedy — rzekł. — Albo się dobije który bardzo wiela, albo gorzéj niż nic, boć to u nas wojna nieustanna, a co najpewniejsza w niéj, to guzy. Niech Bóg da królowi panu wszyćko dobre, pan dla swoich i obcych szczodry jako żaden, ale w inną godzinę srogi, zapamiętały, i tak mu łatwo dać skarb, jak głowę zdjąć.
— A no — rzekł Ziema — królem ci jest, to mu przystało. Najgorszy bodaj taki co ni ciepły, ni zimny, bo człowiek przy nim zagnije i roześpi się. — Wojennemu rzemiosłu trzeba raz wraz jak w łaźni, to ukropu, to zimnéj wody.
— Pewnie — rzekł pierwszy — król musi w dłoni wszystko dzierżeć a krzepko, gdyby cugli popuścił ludziom, roznieśliby go na cztery wiatry.