Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeśli to rozkaz, pójdę — odparła Helena — ale wiem, że stracę przez to szacunek mojego ojca.
— A to jakim sposobem? — spytała ironicznie margrabina. — Ale skoro bierzesz na seryo to, co było żartem z mojéj strony, to rozkazuję ci zobaczyć, kto tam jest na górze. Oto klucz, moja córko. Ojciec nakazując ci milczéć o tém, co się dzieje w téj chwili w jego domu, nie zabronił ci wcale zajrzéć do tego pokoju. Idź i wiedz, że matka nie powinna być nigdy sądzoną przez dziecko...
Wypowiedziawszy te słowa z całą godnością obrażonéj matki, margrabina wzięła klucz i podała go Helenie, która powstała nie mówiąc słowa i wyszła z salonu.
— Moja matka zawsze potrafi otrzymać przebaczenie; ale ja będę zgubioną w opinii ojca. Czyż ona chce pozbawić mnie jego miłości, wypędzić mnie z jego domu?
Te myśli burzyły się w jéj głowie w czasie, kiedy szła pociemku długim korytarzem, w głębi którego znajdowały się drzwi tajemniczego pokoju. Kiedy doszła tam wreszcie, było coś rozpaczliwego w jéj usposobieniu. To rozmyślanie pełne niepewności przepełniło miarę uczuć zamkniętych dotąd w jéj sercu. Jeśli nie wierzyła już w szczęśliwą przyszłość dla siebie, w téj okropnéj chwili ostatecznie zwątpiła o swojém życiu.
Drżała konwulsyjnie przykładając klucz do zamku, wzruszenie jéj było tak wielkie, iż zatrzymała się minutę i przyłożyła rękę do serca, jakby było w jéj mocy uspokoić głośne i gwałtowne jego bicia. Wreszcie otworzyła drzwi. Zapewne skrzyp zawias napróżno uderzył o uszy mordercy, bo chociaż miał słuch bardzo bystry, przecież został nieruchomy jakby przylepiony do muru, zatopiony w myślach.
Krąg światła rzucany przez latarkę oświecał go słabo, był podobny w téj chwili do posągu rycerza stojącego wiecznie przy jakim czarnym grobowcu w cieniu gotyckiéj kaplicy. Krople zimnego potu spływały po jego szerokiém bladém czole. Niewypowiedziana śmiałość jaśniała na téj twarzy ściągniętéj. Ogniste oczy nieruchome, suche, zdawały się dostrzegać jakąś walkę w otaczającém go cieniu. Burzliwe myśli przesuwały się szybko po tych rysach, których dobitny wyraz świadczył o niepospolitéj duszy. Ciało, postawa i proporcye jego były w harmonii z dzikim geniuszem. Ten człowiek był cały siłą i potęgą, a spoglądał w pomrokę jako w żywy obraz swéj przyszłości.
Przyzwyczajony do energicznych twarzy tych olbrzymów, co otaczały Napoleona, generał nie zwrócił uwagi na szczególności fizyczne tego dziwnego człowieka; ale Helena, poddana jak wszystkie kobiety wrażeniom zewnętrznym, była uderzona tą mieszaniną światła i cienia namiętności i dumy, oraz poetycznym nieładem, który czynił go