Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 219.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świadczące o głębokiém zadowolnieniu. W westchnieniu tém był ostatni oddźwięk uczucia, które zdawało się cofać do owego środka nieznanego, z którego wychodzą i ku któremu zwracają się nasze sympatye. Twarz jego konwulsyjnie skrzywiona, przybrała wyraz radości chorobliwéj. Ten wybuch potężnego uczucia, które przetrwało nawet myśl samę, wzruszył do głębi obu studentów; z oczu ich popłynęły łzy gorące i spadły na umierającego, który wydał przeraźliwy okrzyk zadowolnienia.
— Naściu! Fifinko! — zawołał.
— Żyje jeszcze — rzekł Bianchon.
— Do czego mu się to zdało? — zapytała Sylwia.
— Żeby cierpiéć — odparł Rastignac.
Bianchon ukląkł po jednéj stronie łóżka i wziął chorego pod kolana, a Rastignac ukląkł z drugiéj strony i podsunął mu ręce pod plecy. Obaj unieśli go w górę, a Sylwia ściągnęła brudne prześcieradła i zastąpiła je czystemi. Goriot, zwiedziony zapewne łzami studentów, zebrał resztki sił i wyciągnął ręce, a napotkawszy dwie głowy po obu stronach łóżka, schwycił je gwałtownie za włosy, przyczém usta jego wyszeptały słabo: — „Ach! moje anioły!“ Były-to niby słowa, niby szmer jakiś, z którym i dusza razem uleciała.
— Biedny, kochany człowiek — zawołała Sylwia, wzruszona tym wykrzyknikiem, w którym malowało się najwyższe uczucie, obudzone po raz ostatni kłamstwem najstraszliwszém i najniewinniejszém zarazem.
Ostatnie westchnienie tego ojca miało być westchnieniem radości. Było w niém streszczenie życia całego; człowiek ten mylił się jeszcze, mylił się po raz ostatni. Studenci złożyli go ze czcią na posłaniu. Od téj chwili twarz jego wyrażała wciąż walkę bolesną między życiem a śmiercią, która toczyła się w machinie pozbawionéj już tego rodzaju samowiedzy mózgowéj, z któréj wynika dla istoty ludzkiéj wrażenie przyjemności i bólu. Zniszczenie zupełne było już tylko kwestyą czasu.
— Pozostanie tak kilka godzin, nie będzie nawet chrapał i skona nieznacznie. Mózg musi być zupełnie zaatakowany.
W téj chwili dały się słyszéć szybkie kroki młodéj kobiety.
— Zapóźno przychodzi — rzekł Rastignac.
Zamiast Delfiny ukazała się we drzwiach pokojówka jéj, Teresa.
— Panie Eugieniuszu — wyrzekła zdyszana — wynikła u nas gwałtowna scena między panem i panią, z powodu pieniędzy, których biedna moja pani żądała dla swego ojca. Pani zemdlała, sprowadzono doktora, trzeba było krew jéj puszczać, a ona ciągle krzyczała: — Ojciec mój umiera, chcę go zobaczyć! Serce pękało słuchając tych krzyków.