Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiedział mi, że nie ma ani jednego szeląga. A ty, czy masz cokolwiek?
— Mam tylko dwadzieścia franków, ale postawię na kartę i wygram.
— A jak przegrasz?
— Zwrócę się do jego zięciów i córek z prośbą o pieniądze.
— A jeżeli ci nic nie dadzą? — zapytał znów Bianchon. — Musimy dostać pieniędzy jak najprędzéj, bo trzeba okryć starego wrzącemi synapizmami od stóp aż do połowy bioder. Jeżeli zacznie krzyczéć, to możemy miéć nadzieję. Wiesz, jak to się urządza, zresztą Krzysztof ci dopomoże. Ja wstąpię do apteki zaręczyć za wszystkie lekarstwa, jakie tam będziemy brali. Co za nieszczęście, że nie można było przenieść tego biedaka do naszego szpitala, byłoby mu tam nierównie lepiéj. No, chodź ze mną do jego pokoju i nie opuszczaj go, aż póki ja nie wrócę.
Weszli obaj do pokoju starego. Eugieniusz przestraszył się zmianą, jaka zaszła na téj twarzy skrzywionéj, bladéj, wynędzniałéj.
— Jak się masz, ojczulku? — zapytał pochylając się nad nędzném posłaniem.
Goriot podniósł na Eugieniusza oczy zagasłe, popatrzył uważnie, ale nie poznał, kto przed nim stoi. Student nie wytrzymał tego widoku, łzy zalały mu oczy.
— Bianchon, czy nie należałoby przysłonić okien firankami?
— Nie, okoliczności atmosferyczne nie wywierają już na niego żadnego wpływu. Byłby to zbyt szczęśliwy objaw, gdyby on poczuł wrażenie ciepła lub chłodu. Z tém wszystkiém potrzeba nam ognia, żeby ugotować tyzannę i przyrządzić wiele innych rzeczy. Przyślę ci kilka wiązek gałęzi, które będą musiały wystarczyć, aż póki nie zdobędziemy drzewa. Przez dzień wczorajszy i przez noc spaliłem wszystek torf tego biedaka i cały zapas drzewa, jaki się u ciebie znajdował. Było tak wilgotno, że woda spływała po ścianach. Z wielkim trudem zdołałem osuszyć trochę ten pokój. Krzysztof zamiótł podłogę, bo to była istna stajnia. Wykadziłem tu jałowcem, bo smród był okropny.
— Mój Boże — rzekł Rastignac — a córki jego!
— Słuchaj, jeżeli poprosi pić, to dasz mu tego — rzekł asystent pokazując Rastignac’owi wielki garnek biały. — Jeżeli zacznie się skarżyć, a żołądek będzie gorący i twardy, to wezwiesz Krzysztofa do pomocy i dasz mu... wiesz. Gdyby popadł przypadkiem w wielkie rozdrażnienie, gdyby mówił wiele lub dostał trochę obłędu, to nie potrzeba mu przeszkadzać. Będzie-to niezły znak. Przyślesz w takim razie Krzysztofa do szpitala Cochin. Lekarz naczelny, kolega mój lub ja, przyjdziemy przypalić mu plecy moksą.