Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 203.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrym dla mnie, że modlić się będę za ciebie. Zejdźmy do salonu; nie chcę, żeby myślano, że ja płaczę. Mam wieczność całą przed sobą, będę sama i nikt nie zażąda rachunku łez moich. Jeszcze jedno tylko spojrzenie na ten pokój. (Wice-hrabina zatrzymała się, przysłoniła ręką oczy, poczém obtarła je, zwilżyła zimną wodą i wsparła się na ramieniu studenta). Idźmy — powiedziała.
Nic w życiu nie wzruszyło Rastignac’a tak silnie, jak zetknięcie się z tą boleścią szlachetnie stłumioną. Pani de Beauséant obeszła z Eugieniuszem dokoła sali, była-to ostatnia uprzejmość téj kobiety, odznaczającéj się dziwnym wdziękiem.
Spojrzenie Eugieniusza padło na obie siostry: panią de Restaud i panią de Nucingen. Hrabina wyglądała wspaniale w całym przepychu brylantów, które musiały palić jéj ciało, bo po raz ostatni miała je na sobie. Pomimo potężnéj dumy i miłości, którą miała w sercu, nie mogła znieść spokojnie wzroku swego męża. Widok ten nie rozjaśnił wcale smutnych myśli Rastignaca. Tak jak pułkownik włoski przypominał mu postać Vautrina, tak również brylanty obu sióstr przywodziły na myśl barłóg, na którym ojciec Goriot spoczywał. Wice-hrabina wytłómaczyła sobie opacznie smutek studenta i puściła jego ramię.
— Idź pan — powiedziała — nie chcę zatruwać ci przyjemności.
Delfina przywołała go natychmiast do siebie. Spieszno jéj było rzucić pod stopy studenta hołdy zebrane w tym świecie, do którego spodziewała się być już nazawsze przyjętą.
— Jakże znajdujesz pan Naścię? — zapytała.
— Ona umie korzystać nawet ze śmierci ojca własnego — rzekł Rastignac.
Około czwartéj muzyka ucichła i tłumy zaczęły się przerzedzać, aż w końcu księżna de Langeais i Rastignac znaleźli się sami w sali balowéj. Po chwili i wice-hrabina stanęła na progu, pożegnawszy tylko co pana de Beauséant, który odszedł do swéj sypialni powtarzając po kilkakroć: — Źle robisz, moja droga, że uciekasz od świata w twoim wieku! Pozostań, proszę, z nami.
Pani de Beauséant wydała okrzyk podziwu na widok księżny, spodziewała się bowiem zastać samego Eugieniusza.
— Odgadłam cię, Klaro — rzekła pani de Langeais. — Odjeżdżasz, żeby nigdy już nie wrócić; lecz przed odjazdem musisz mnie wysłuchać, musimy się porozumiéć!
Wzięła przyjaciółkę za rękę i wprowadziła ją do sąsiedniego salonu, a tam, popatrzywszy na nią ze łzami w oczach, przycisnęła ją do piersi i ucałowała gorąco.
— Nie chcę rozstawać się z tobą obojętnie, moja droga, to byłby dla mnie zbyt ciężki wyrzut sumienia. Możesz rachować na mnie