Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 192.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trailles jest szulerem. Anastazya nie chce tego widziéć. Potrafiłby on zdobyć sobie te dwanaście tysięcy tam, gdzie zwykł wygrywać i przegrywać całe góry złota.
Głuchy jęk przywołał ich do pokoju Goriot’a. Stary wydawał się uśpionym, lecz za zbliżeniem się dwojga zakochanych, usta jego zaczęły się poruszać: „One nie są szczęśliwe!“ — wyszeptał. Nie wiadomo, czy słowa te zostały wymówione we śnie, czy na jawie, ale dźwięk ich przeniknął tak głęboko serce córki, że zbliżyła się do barłogu, na którym ojciec spoczywał i pocałowała go w czoło. Stary przymknął oczy. „To Delfina!“ — powiedział.
— No cóż, jakże ci, ojcze? — zapytała baronowa.
— Dobrze. Bądź spokojna, ja wstanę niebawem. Idźcie, idźcie moje dzieci, bądźcie szczęśliwi.
Eugieniusz przeprowadził Delfinę do domu, ale nie chciał pozostać u niéj na obiedzie i pośpieszył do gospody, zaniepokojony stanem Goriot’a. Stary przyszedł był właśnie do sali jadalnéj i zamierzał siąść do stołu. Bianchon obrał sobie takie miejsce, z którego mógł najlepiéj obserwować fizyognomią ex-fabrykanta. Ojciec Goriot wziął swoim zwyczajem kawałek chleba i zaczął go wąchać, by osądzić z jakiéj mąki był wypieczony, ale ruch jego był tak dalece machinalny i pozbawiony tego, co możnaby nazwać świadomością czynu, że student medycyny potrząsł głową w sposób złowieszczy.
— Zbliż się do mnie, panie asystencie przy szpitalu Cochin — rzekł Eugieniusz.
Bianchon przysiadł się do niego tém chętniéj, że zarazem zbliżał się i do Goriot’a.
— Co jemu jest? — zapytał Rastignac.
— Już po nim! jeżeli się nie mylę, musiało się z nim stać coś nadzwyczajnego, bo zdaje mi się, że mu grozi lada chwila atak apoplektyczny. Niższa część twarzy jest wprawdzie spokojna, ale patrz, w wyższéj części wszystkie rysy ściągają się mimowolnie ku czołu. Przytém oczy jego przybrały wyraz szczególny, który dowodzi, że woda na mózg naciska. Wyglądają tak, jak gdyby były zasypane drobniuchnym pyłkiem. Jutro rano będę mógł powiedziéć coś pewniejszego.
— Czy na to jest jakie lekarstwo?
— Nie ma żadnego. W najlepszym razie będzie można opóźnić śmierć, jeżeli uda się wywołać reakcyą ku kończynom, zwłaszcza ku nogom; lecz jeżeli symptomata nie ustaną do jutrzejszego wieczora, to biedny stary przepadł bez ratunku. Czy nie wiesz, co spowodowało chorobę? Musiał to być jakiś cios gwałtowny, pod którym zachwiała się moralna jego istota.