Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, ja przecie nie będę tym człowiekiem — rzekł ojciec Goriot z wymówką.
— Wiesz przecie, ojcze, że ty znaczysz tyle, co my...
— Ach! tego tylko pragnąłem. Nie będziecie zwracali na mnie uwagi, nie prawdaż? Ja będę przychodził i wychodził, niby jaki duch dobroczynny, którego nie widzimy, choć jest tuż przy nas. No cóż? Delfineczko, Nineczko, Dedelko! czy nie miałem słuszności, gdym ci mówił: „Jest piękne mieszkanie przy ulicy d’Artois, urządźmy je dla niego.“ Tyś nie chciała. Ach! ja-m ci dał radość tak, jak dałem życie. Ojciec musi zawsze dawać, żeby być szczęśliwym. Dawać zawsze, to znaczy być ojcem.
— Jakto? — zapytał Eugieniusz.
— A tak, ona nie chciała, bała się plotek, jak gdyby dla świata warto było szczęścia się wyrzekać! Zresztą wszystkie kobiety marzą tylko o tém, żeby postępować tak, jak ona postępuje...
Nikt nie słuchał ojca Goriot; pani de Nucingen wprowadziła Eugieniusza do gabinetu, w którym rozległ się szmer leciuchnego pocałunku. Pokój ten harmonizował z wykwintnością całego mieszkania, w którém nie zbywało na niczém.
— Cóż, czy trafiono panu do gustu? — zapytała Delfina, wracając do salonu, gdzie już stół był nakryty.
— O, najzupełniéj — odpowiedział. Niestety! oceniam ten przepych, to spełnienie snów najpiękniejszych, całą tę poezyą życia młodego i wykwintnego, oceniam ją tak dobrze, że przez to samo już na nią zasługuję; lecz od pani tego przyjąć nie mogę, a sam jestem jeszcze zbyt biedny, żeby...
— Ach, ach! już mi się pan opierasz — wyrzekła z komiczną powagą, robiąc przytém piękną minkę, którą kobiety przybierają, gdy potrzeba jakiś skrupuł w żart obrócić, aby późniéj rozproszyć go z większą łatwością.
Eugieniusz zadał dziś sobie tyle pytań uroczystych, a przygoda Vautrin’a, odkrywająca całą głąb’ przepaści, w którą się omal nie stoczył, wzmocniła w nim tak bardzo dobre i szlachetne uczucia, że słowa Delfiny nie zdołały ich obalić. Ogarnął go tylko smutek głęboki.
— Jakto! — zawołała pani de Nucingen — miałżebyś pan odmówić? A wiesz, co taka odmowa znaczy? Wątpisz pan o przyszłości i dlatego nie śmiesz zbliżyć się do mnie. A więc obawiasz się, że zdradzisz moje uczucie? Jeżeli pan mię kochasz, jeżeli ja... kocham ciebie, to dlaczegóż obawiasz się tak małego zobowiązania. Gdybyś wiedział, z jaką przyjemnością urządzałam ci to kawalerskie mieszkanko, to przepraszałbyś mię za swoje wahanie. Miałam w ręku pieniądze należące do ciebie i zrobiłam z nich dobry użytek,