Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścia, przypaliła mi się potrawa z baraniny z rzepą. No! cóż robić, musicie panowie zjeść przypaloną.
Pani Vauquer nie miała odwagi odezwać się, widząc tylko dziesięć osób u stołu, lecz wszyscy obecni usiłowali pocieszyć i rozweselić niebogę. Z początku rozmawiano o Vautrin’ie i o wypadkach dnia ubiegłego, lecz rozmowa ślizgająca się biegiem wężowym nie zatrzymała się długo na tym przedmiocie. Zaczęto mówić o pojedynkach, o galerach, o sprawiedliwości, o prawach potrzebujących reformy, o więzieniach, i wkrótce rozmawiający zostawili o sto mil za sobą Jakoba Collin i Wiktorynę z bratem. Dziesięciu stołowników krzyczało za dwudziestu, i rzekłbyś, że dnia tego grono ich było liczniejsze niż zwykle, to była jedyna różnica między tym obiadem, a obiadem dnia poprzedniego. Wzruszenie prędko ustąpiło przed zwykłą obojętnością tych ludzi samolubnych, którzy spodziewali się znaléźć nazajutrz nową pastwę dla siebie w codziennych wypadkach Paryża; nawet pani Vauquer uspokoiła się nadzieją, która przemawiała do niéj przez usta grubéj Sylwii.
Cały ten dzień miał być dziwną jakąś fantasmagoryą dla Eugieniusza. Pomimo wielkiéj trzeźwości umysłu i siły charakteru, student nie mógł zebrać myśli, gdy znalazł się w powozie, obok Goriot’a. Po całodziennych wzruszeniach, mowa starego, zdradzająca radość niezwykłą, dźwięczała mu w uszach, jak wyrazy przez sen słyszane.
— Skończyliśmy dziś wszystko. Mamy jeść obiad razem, razem, czy ty to pojmujesz? Cztery lata minęło, jak-em nie jadł obiadu z Delfiną, z kochaną mą Delfinką. Będę ją miał przez cały wieczór przy sobie. Byliśmy w twém mieszkaniu od samego rana. Ja pracowałem w pocie czoła, jak wyrobnik. Pomagałem przenosić sprzęty. Ach! nie wiesz, jaka ona uprzejma u stołu, jak ona będzie się mną zajmowała. „Tatku, zjedz kawałek, to takie dobre.“ A ja wówczas jeść nie mogę. O! dawno już nie byliśmy z nią tacy spokojni, jak dziś będziemy!
— Ależ dziś chyba cały świat się przewrócił? — rzekł Eugieniusz.
— Czy się przewrócił? Ależ nigdy jeszcze nie było tak dobrze na świecie. Na ulicach spotykam dziś same wesołe twarze; widzę, jak przechodnie podają sobie dłonie i ściskają się serdecznie, a wszyscy wyglądają tak uszczęśliwieni, jak gdyby każden z nich szedł do swéj córki uraczyć się takim obiadem, jaki Delfina obstalowała przy mnie w kawiarni angielskiéj. Ale, ba! przy niéj piołun wydałby się miodem najsłodszym.
— Zdaje mi się, że powracam do życia — rzekł Eugieniusz.
— Poganiaj-że, woźnico — zawołał ojciec Goriot, otwierając przednie okno od powozu. Jedź prędzéj, dam ci sto su na piwo, jeżeli za dziesięć minut staniemy na miejscu.