Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyle nie zarabiam, nie! Jeżeli pan Eugieniusz zapłaci, to mogę dać naléwki porzeczkowéj.
— Ta jéj naléwka przeczyszcza żołądek jak manna — rzekł zcicha student medycyny.
— Zmiłuj się, nie gadaj, Bianchon — zawołał Rastignac. — Na samo wspomnienie o mannie serce mi... Dobrze, zgoda na szampana, ja płacę — dodał student.
— Sylwio — rzekła pani Vauquer — podaj sucharki i małe ciastka.
— Te małe ciastka są za wielkie. Na sucharki to zgoda.
W jednéj chwili obniesiono dokoła butelki Bordeaux, goście ożywili się i wesołość się podwoiła. Wśród szalonego śmiechu wyrywały się głosy naśladujące krzyk rozmaitych zwierząt. Urzędnikowi z Muzeum przyszło do głowy odtworzyć krzyk Paryża, który miał przypominać miauczenie kota zakochanego i wnet osiem głosów ryknęło osiem zdań następujących:
— Ostrzyć noże!
— Siemię dla ptasząt!
— Sztuki, patrzcie panie, sztuki!
— Drutować porcelanę!
— Proszę do łodzi! proszę do łodzi!
— Bić żony, trzepać odzież!
— Stare odzienie, stare galony, stare kapelusze do sprzedania!
— Wiśnie, wiśnie słodkie!
Palmę pierwszeństwa otrzymał Bianchon za akcent nosowy z jakim wywoływał:
— Handlarz parasoli!
Po chwili hałas stał się nieznośny, rozmowa zmieniła się w jakieś brednie bezmyślne, a Vautrin dowodził tém wszystkiém, niby dyrygujący operą, przyczém spoglądał niekiedy na Eugieniusza i ojca Goriot, którzy zdawali się już upojeni. Obaj siedzieli wsparci plecami o poręcz krzesła i pili niewiele, patrząc z powagą na nieład panujący dokoła; obaj myśleli o tém, co mieli spełnić wieczorem, lecz żaden nie miał siły powstać z swego miejsca. Vautrin śledził ukradkiem zmianę ich fizyognomij, aż spostrzegł, że błędne oczy zaczynają się przymykać; wtedy pochylił się ku Rastignac’owi i szepnął mu do ucha:
— Synku kochany, jeszcześ nie dość przebiegły, by walczyć z tatusiem Vautrin’em, który zanadto cię kocha, by pozwolił ci robić głupstwa. Gdy ja postanowię coś zrobić, to tylko Bóg jeden może mi przeszkodzić. Ach! chcieliśmy ostrzegać ojca Taillefer, chcieliśmy popełniać błazeństwa! Piec gorący, ciasto rozczynione, chléb siedzi już na łopacie; jutro będziemy zajadali z takim apetytem, aż