Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnął wreszcie ojciec Goriot, który umierał z niecierpliwości, widząc, że Rastignac nie myśli ruszyć się z miejsca.
Student odurzony patrzył bezmyślnie na sąsiada. Pojedynek, zapowiedziany na jutro przez Vautrin’a, stanowił tak rażącą sprzeczność ze spełnieniem najdroższych jego nadziei, że zaczynał prawie wierzyć, iż jest pod wrażeniem snu strasznego. Zbliżył się do kominka, a spostrzegłszy pudełeczko kwadratowe, wziął je w ręce i otworzył. Wewnątrz znajdował się zegarek Bregueta przykryty ćwiartką papieru, na któréj były słowa:
„Chcę, żebyś pan myślał o mnie w każdéj chwili, ponieważ...

Delfina.“


Ostatni ten wyraz miał zapewne przypomniéć jakąś scenę, która zaszła między niemi. Eugieniusz uczuł się wzruszonym. Wewnętrzną stronę złotéj koperty pokrywał emaliowany herb Rastignac’ów. Oddawna już marzył o takiém cacku. Łańcuszek, kluczyk, kształt i deseń, wszystko niezmiernie mu się podobało. Ojciec Goriot był rozpromieniony. Obiecał zapewne córce, że opowié jéj wszystkie szczegóły wrażenia, jakiego Eugieniusz dozna na widok jéj daru, bo podzielał całém sercem młodzieńcze wzruszenie i wydawał się nie mniéj zadowolnionym od Rastignac’a, którego kochał już i za córkę i za siebie samego.
— Pójdź do niéj wieczorem, ona czekać cię będzie. Ten bałwan Alzatczyk ma być na wieczerzy u swojéj tancerki. Aha! zgłupiał jegomość, gdy adwokat mój wypowiedział mu całą prawdę bez ogródek. On twierdzi, że ubóstwia mą córkę! niech-no spróbuje dotknąć się do niéj, to go zabiję. Na samę myśl, że moja Delfina... (westchnął), byłbym zdolny zbrodnię popełnić; nie byłoby to nawet mężobójstwem zabić tę istotę, co ma głowę wołu, a kadłub wieprza. Zabierzesz mię z sobą, nie prawdaż?
— Dobrze, kochany ojcze Goriot, wiesz przecie, że cię kocham.
— O, ja widzę dobrze, że ty się mnie nie wstydzisz! Pozwól, niechże cię uściskam.
I pochwycił go w ramiona.
— Przyrzecz mi, że ją uczynisz szczęśliwą! Pójdziesz dziś do niéj, nie prawdaż?
— O, tak! Muszę wyjść dla ważnych spraw, których odłożyć niepodobna.
— Możebym mógł w czém dopomódz?
— A, w rzeczy saméj! Ja pójdę do pani de Nucingen, a pan idź do pana Taillefer ojca i poproś go, by mi udzielił wieczorem godzinę posłuchania w sprawie niezmiernéj wagi.
— Czyżby to była prawda, młodzieńcze? — zapytał ojciec Go-