Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale, łaskawy panie, przypuśćmy, że się litery nie pokażą, czy dacie mi pomimo to dwa tysiące franków?
— Nie.
— Jakież więc będzie wynagrodzenie?
— Pięćset franków.
— Czyż to się opłaci popełnić taki czyn za tak małe wynagrodzenie? Wobec sumienia zło jest jednakowe, a ja, proszę pana, mam téż sumienie, które trzeba będzie ułagodzić.
— Mogę upewnić pana, że ta pani jest bardzo sumienną, a przytém bardzo miłą i rozsądną osobą — rzekł Poiret.
— Wiesz pan co? — poczęła znów panna Michonneau — dacie mi trzy tysiące franków, jeżeli to jest Trompe-la-Mort, a nie dacie nic, jeżeli to sobie zwyczajny mieszczanin.
— Idzie — rzekł Gondureau — ale pod tym warunkiem, że cała ta sprawa jutro się załatwi.
— Jeszcze nie, łaskawy panie, ja potrzebuję zasięgnąć rady spowiednika.
— Przebiegła! — rzekł agent powstając. — A więc do jutra. Gdybyś pani uważała za potrzebne rozmówić się ze mną wcześniéj, to proszę przyjść na uliczkę Sainte-Anne. Tam, przy końcu podwórza de la Sainte-Chapelle są jedne tylko drzwi pod sklepieniem. Przyszedłszy na miejsce, proszę zapytać o pana Gondureau.
Bianchon przechodził właśnie koło nich, wracając z wykładu Cuvier’a; do uszu jego doleciało dziwaczne nazwisko Trompe-la Mort, które tknęło go nie mniéj, jak wyraz „idzie“ używany przez sławnego szefa policyi bezpieczeństwa.
— Czemu pani nie kończysz od razu? miałabyś trzysta franków dożywotniego dochodu — rzekł Poiret do panny Michonneau.
— Czemu? powtórzyła. Ależ trzeba się nad tém zastanowić. A jeżeli pan Vautrin jest rzeczywiście owym Trompe-la-Mort? Kto wie, czy nie korzystniéj byłoby wejść z nim w układy. Ale cóż? chcąc od niego dostać pieniędzy, trzeba-by go ostrzedz, a on mógłby zemknąć sobie gratis. To dopiéro byłby puff szkaradny.
— Cóż mu po tém, gdybyś go pani nawet uprzedziła? przecie jegomość ów powiedział, że mają go na oku. A pani wszystkobyś wówczas straciła.
— Zresztą — pomyślała panna Michonneau — nie lubię ja wcale tego człowieka. Musi zawsze powiedziéć mi coś nieprzyjemnego.
— Ale możesz pani lepiéj zrobić — począł znów Poiret. Przecie i ten jegomość, który jest bardzo przyzwoity, powiedział, że kto uwalnia społeczność od zbrodniarza, choćby zresztą najcnotliwszego, ten wykonywa akt posłuszeństwa dla prawa. Bo kto pił, ten pić będzie. A gdyby mu przyszło do głowy pozabijać nas wszystkich?