Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go rycerza. Eugieniusz zawierzył nazbyt łatwo jéj słowu i zaufał szlachetności kobiety. Jak wszyscy nieszczęśliwi, zawarł chętnie przymierze rozkoszne, które łączy dobroczyńcę z obdarowanym. Pierwszy paragraf tego przymierza uświęca zupełną równość serc szlachetnych. Dobroczynność łączy najściśléj dwie istoty, jest-to uczucie niebiańskie, uczucie niepojęte i rzadkie, jak miłość prawdziwa. I dobroczynność i miłość jest udziałem dusz wzniosłych. Rastignac pragnął być na balu u księżnéj Carigliano, zniósł zatém ten objaw złego humoru wice-hrabiny.
— Pani — wyrzekł głosem wzruszonym — nie śmiałbym pani utrudzać, gdyby tu nie szło o rzecz ważną; pozwól mi pani zaczekać trochę, może późniéj znajdziesz chwilę swobodną, którą mi zechcesz poświęcić.
— Dobrze więc, zapraszam dziś pana na obiad — odrzekła zawstydzona trochę szorstkością słów swoich; w gruncie bowiem była to kobieta dobra i szlachetna.
Eugieniusza wzruszyła taka zmiana raptowna, pomimo to jednak, odchodząc rzekł do siebie: Czołgaj się, znoś wszystko! Jakież-to muszą być inne kobiety, skoro najlepsza z nich, w chwili złego humoru, zapomina o obietnicy i obchodzi się z tobą, jak z trzewikiem zużytym? A więc każden dba tylko o siebie! Wprawdzie dom jéj nie jest sklepem, i moja-to wina, że potrzebuję jéj pomocy. Dobrze mówi Vautrin, trzeba stać się kulą armatnią.
Gorzkie rozmyślania studenta rozwiały się bez śladu, gdy przypomniał sobie, że czeka go przyjemny obiad u wice-hrabiny. Dziwna fatalność kierowała najdrobniejszemi wypadkami jego życia, usiłując popchnąć go na drogę, na któréj, według słów strasznego sfinksa z gospody Vauquer, trzeba było, jak na polu bitwy, zabijać, żeby nie być zabitym, oszukiwać, żeby nie być oszukanym. Wchodząc na tę drogę, trzeba było odrzucić sumienie i serce, a wdziać maskę i okpiwać ludzi bez litości, trzeba było, jak w Lacedemonii, uchwycić szczęście pokryjomu, żeby zasłużyć sobie na wieniec.
Gdy Eugieniusz przyszedł na obiad, wice-hrabina spotkała go ze zwykłą sobie dobrocią. Oboje udali się do sali jadalnéj, gdzie już wicehrabia oczekiwał żony. Trzeba było podziwiać przepych stołu, który, jak wiadomo, podczas Restauracyi posunięty był do najwyższego stopnia. Pan de Beauséant, jak wszyscy ludzie przesyceni, znajdował jedyną przyjemność w dobrém jedzeniu; można go było zaliczyć do smakoszów szkoły Ludwika XVIII i księcia Escars; to téż stół jego odznaczał się zastawą zbytkowną i wytwornemi potrawami. Był-to widok nieznany dla Eugieniusza, który nigdy jeszcze nie był w takim domu, gdzie wytworność i zbytek przechodzą z pokolenia na pokolenie. Wyszły już były z mody kolacye dawane na zakończe-