Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na ulicę du Helder. Mam rozkaz oddać to do własnych rąk pani hrabiny.
— Cóż tam być może wewnątrz? — rzekł Vautrin, przeglądając list przed światłem — czy nie bilet bankowy? Ale nie — mówił daléj, rozwierając z lekka róg koperty. — To kwit! — zawołał. — Daj go katu! ten stary frant umie się zalecać. Idź, stary marudo — dodał, kładąc swą dłoń szeroką na głowie Krzysztofa i okręcając go w kółko jak pionek — nie pożałują dać ci na piwo.
Stół był już nakryty, Sylwia gotowała mleko. Pani Vauquer roznieciła ogień z pomocą Vautrin’a, który nie przestawał nucić:

Długo błądziłem po szerokim świecie
I teraz jeszcze aż wspomniéć miło...

Wszystko już było gotowe, gdy pani Couture weszła w towarzystwie panny Taillefer.
— Zkądżeście to tak rano, moje piękne panie? — spytała pani Vauquer, zwracając się do wchodzących.
— Byłyśmy w Saint-Etienne-du-Mont u spowiedzi; przecie mamy dziś być u pana Taillefer. Biedna moja mała drży jak listek, — mówiła pani Couture, siadając koło pieca i wygrzewając przed ogniem trzewiki, które zaczęły parować pod wpływem ciepła.
— Ogrzéj się, Wiktoryno, rzekła pani Vauquer.
— Bardzo to pięknie, że się pani modli do Boga, by raczył zmiękczyć serce jéj ojca — rzekł Vautrin, podając krzesło sierocie — ale sama modlitwa tu nie wystarcza. Potrzeba pani przyjaciela, któryby potrafił przemówić stosownie do tego starego bydlaka. Powiadają przecie, że dziki ten człowiek ma trzy miliony kapitału, a pani nie daje żadnego posagu. W naszych czasach najpiękniejsza panna potrzebuje posagu.
— Biedne dziecię! — rzekła pani Vauquer. — Wiesz co, moja rybko, ten potwór, którego nazywasz ojcem, ściąga dobrowolne nieszczęście na swą głowę.
Na te słowa oczy Wiktoryny zaszły łzami, a pani Couture dała znak wdowie, by nie mówiła daléj.
— Gdybyśmy tylko mogły zobaczyć go i wręczyć mu ostatni list jego żony — rzekła wdowa po wojskowym komisarzu. — Nigdy nie odważyłam się przesłać go pocztą. Taillefer zna moje pismo...
— O kobiety niewinne, nieszczęśliwe i prześladowane! — zawołał Vautrin — więc tak to rzeczy stoją? Za kilka dni ja się wmieszam w wasze sprawy i wszystko pójdzie jak z płatka.
— O, panie — zawołała Wiktoryna, a oczy jéj zamglone i palące zarazem spoczęły na Vautrin’ie, którego spojrzenie dziewczęcia