Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Długo błądziłem po szerokim świecie
I teraz jeszcze aż wspomniéć miło...

— Ach, ach, dzień dobry, mamo Vauquer — zawołał, zbliżając się ku gospodyni i ujmując ją czule w ramiona.
— No, no, przestań pan!
— Przestań zuchwalcze, powiedz pani. Proszę, powiedz pani: zuchwalcze. Zechciéj pani powiedziéć... Proszę pozwolić, pomogę pani nakryć do stołu. Cóż, grzeczny jestem, wszak prawda?

Jak-em się kochał w blondynce, brunecie
Zalecał, wzdychał...

— Widziałem przed chwilą rzecz dziwną.

..... jak się zdarzyło.

— Cóż takiego? — zapytała wdowa.
— Ojciec Goriot był o wpół do dziewiątéj na ulicy Dauphine u złotnika, który kupuje stare srebra i galony. Sprzedał mu jakiś sprzęt stołowy ze srebra wyzłacanego, ale tak nielitościwie zmiażdżony, że trudno uwierzyć, aby tego mógł dokonać człowiek nie fachowy.
— Czy być może?
— Nie inaczéj. Wracałem do domu, odprowadziwszy jednego z mych przyjaciół, który odjechał dyliżansem królewskiego pocztowego zarządu. Spostrzegłszy ojca Goriot przystanąłem, żeby zobaczyć, co to będzie, i byłem świadkiem zabawnéj historyi. Powróciwszy do naszéj dzielnicy, szedł ulicą des Grès aż wstąpił do domu lichwiarza Gobsecka. Trzeba wiedziéć, że ten Gobseck, to porządny łotr, który bez żadnego wahania robiłby tabliczki do domina z kości swego ojca, jakiś Żyd, Arab, Grek czy Cygan, którego niełatwo byłoby okraść, bo umieszcza swoje dukaty w banku.
— To jednak dziwna, co téż ten Goriot robi?
— Nic nie robi a przeciwnie przerabia to, co ma. To głupi niedołęga, co wszystko stracił przez miłość dla kobiet, które...
— Oto i on — rzekła Sylwia.
— Krzysztofie — zawołał ojciec Goriot — pójdź ze mną na górę.
Krzysztof poszedł i powrócił za chwilę.
— Dokąd idziesz? — zapytała go pani Vauquer.
— Posyła mię ojciec Goriot.
— A to co? — zawołał Vautrin, wyrywając Krzysztofowi list zaadresowany do hrabiny Anastazyi de Restaud. — Dokąd-że idziesz? — zapytał, oddając list Krzysztofowi.