Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 218.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I mordercy dzieci...
— Nieprawda!...
— Jakże? — zapytał ze zdziwieniem Vestinus. — Tyś sam to mówił i wydawałeś ich w ręce Tigellina!
— To też otoczyła mnie noc i śmierć idzie ku mnie... Czasem zdaje mi się, żem już umarł, i wy także.
— Nie! to oni mrą, a my jesteśmy żywi. Ale powiedz mi: co oni widzą, umierając?
— Chrystusa...
— To ich bóg? czy to możny bóg?
Lecz Chilo odpowiedział również pytaniem.
— Co to za pochodnie mają się palić w ogrodach? Słyszałeś, co mówił Cezar?
— Słyszałem i wiem. Takich zwą sarmentitii i semaxii... Przybiorą ich w bolesne tuniki, napojone żywicą, przywiążą do słupów i podpalą... Byle tylko ich Bóg nie spuścił na miasto jakich klęsk... Semaxii!! To straszna kaźń.
— Wolę to, bo nie będzie krwi — odpowiedział Chilo. — Każ niewolnikowi podać mi krater do ust. Chcę pić, a rozlewam wino, bo mi ręka lata ze starości...
Inni rozmawiali przez ten czas także o chrześcijanach. Stary Domiciusz Afer drwił z nich.
— Mnóstwo ich takie — mówił — że mogliby wzniecić wojnę domową, i pamiętacie, że były