Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z powodu burzy mogą wcześniej wywieźć ciała z więzienia.
— Czas! — odpowiedział Petroniusz.
I wziąwszy gallijskie płaszcze z kapturami, wyszli przez drzwiczki od ogrodu na ulicę. Petroniusz uzbroił się także, w krótki rzymski nóż, zwany: „sica“, który brał zawsze ze sobą na nocne wyprawy.
Miasto było z powodu burzy puste. Od czasu do czasu błyskawica rozdzierała chmury, oświecając jaskrawym blaskiem świeże ściany nowo wzniesionych lub budujących się dopiero domów i mokre płyty kamienne, któremi wyłożone były ulice. Przy takiem świetle ujrzeli wreszcie, po dość długiej drodze, kopiec, na którym stała maleńka świątyńka Libitiny, a pod kopcem grupę, złożoną z mułów i koni.
— Niger! — zawołał cicho Viniciusz.
— Jestem panie! — ozwał się głos wśród dżdżu.
— Wszystko gotowe?
— Tak jest, drogi. Jak tylko ściemniło się, byliśmy na miejscu. Ale schrońcie się pod okop, bo przemokniecie nawskróś. Co za burza! Sądzę, że spadną grady.
Jakoż obawa Nigra sprawdziła się, gdyż niebawem począł sypać grad, z początku drobny, poczem coraz grubszy i gęstszy. Powietrze oziębiło się natychmiast.