Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Viniciusz wrócił do domu. W atrium czekał na niego Petroniusz.
— Byłem na Palatynie — rzekł. — Pokazałem się tam umyślnie i zasiadłem nawet do kości. U Aniciusza jest wieczorem uczta; zapowiedziałem, że przyjdziemy, ale dopiero po północy, gdyż przedtem muszę się wyspać. Jakoż będę, a dobrzeby było, gdybyś i ty był.
— Czy nie było jakich wiadomości od Nigra, albo od Nazaryusza? — spytał Viniciusz.
— Nie. Zobaczymy ich dopiero o północy. Uważałeś, że zapowiada się burza?
— Tak.
— Jutro ma być widowisko z chrześcijan ukrzyżowanych, może jednak deszcz przeszkodzi.
To rzekłszy, zbliżył się i dotknąwszy ramienia Viniciusza, rzekł:
— Ale jej nie zobaczysz na krzyżu, tylko w Corioli. Na Kastora! nie oddałbym tej chwili, w której ją uwolnimy, za wszystkie gemmy w Rzymie. Wieczór już blizko...
Jakoż wieczór się zbliżał, a ciemność poczęła ogarniać miasto wcześniej, niż zwykle, z powodu chmur, które zakryły cały widnokrąg. Z nadejściem wieczora, spadł deszcz duży, który parując na rozpalonych przez dzienny upał kamieniach, napełnił mgłą ulice miasta. Potem naprzemian to czyniło się cicho, to znów przechodziły krótkie ulewy.
— Śpieszmy się — rzekł wreszcie Viniciusz —