Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech mi da jaki znak, że ocali Rufiusa.
Petroniusz wzruszył ramionami.
— Ja nie przychodzę, jako jego poseł, o boska, mówię ci tylko: bądź lepiej w zgodzie ze wszystkiemi bóstwami rzymskiemi i obcemi.
— Pójdę! — rzekła złamanym głosem Poppea.
Petroniusz odetchnął głęboko.
— Nareszcie coś wskórałem! — pomyślał.
I, wróciwszy do Viniciusza, rzekł mu:
— Proś swego Boga, by Lygia nie umarła na gorączkę, bo jeśli nie umrze, to Wielka westalka rozkaże ją uwolnić. Sama Augusta będzie ją o to prosiła.
Viniciusz popatrzył na niego oczyma, w których błyszczała gorączka, i odpowiedział:
— Ją uwolni Chrystus.
A Poppea, która dla ocalenia Rufiusa gotowa była palić hekatomby wszystkim bogom świata, tegoż jeszcze wieczora udała się na Forum do westalek, powierzywszy opiekę nad chorem dzieckiem wiernej piastunce, Sylwii, która i ją samą wyniańczyła.
Lecz na Palatynie wyrok na dziecko był już wydany, zaledwie bowiem lektyka cesarzowej znikła za Wielką bramą, do komnaty, w której spoczywał mały Rufius, weszli dwaj wyzwoleńcy Cezara, z których jeden rzucił się na starą Sylwię i zatkał jej usta, drugi zaś, chwyciwszy miedziany posążek Sfinksa, ogłuszył ją pierwszem uderzeniem.