Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś stać, że nastąpi chwila cudu. Był pewien, że gdy się podniesie i otworzy oczy, ujrzy światło, od którego ślepną śmiertelne źrenice, i usłyszy głos, od którego mdleją serca.
Lecz cisza trwała ciągle. Przerwało ją nakoniec łkanie kobiece.
Viniciusz podniósł się i począł patrzyć osłupiałym wzrokiem przed siebie.
W szopie, zamiast blasków zaziemskich, migotały nikłe płomyki latarek, i promienie księżyca, wchodzące przez otwór w dachu, napełniały ją srebrnem światłem. Ludzie, klęczący obok Viniciusza, wznosili w milczeniu zalane łzami oczy ku krzyżowi; tu i owdzie ozwały się inne łkania, a z zewnątrz dochodziło ostrożne pogwizdywanie strażników. Wtem Piotr wstał i zwróciwszy się do gromady rzekł:
— Dzieci, podnieście serca ku Zbawicielowi naszemu i ofiarujcie mu wasze łzy.
I umilkł.
Nagle wśród zgromadzonych ozwał się głos kobiecy, pełen żałosnej skargi i bólu bez granic:
— Ja, wdowa, jednego syna miałam, który mnie żywił... Wróć mi go, panie!
Nastała powtórnie chwila ciszy. Piotr stał przed klęczącą gromadą, stary, stroskany i wydawał się im w tej chwili jakby uosobieniem zgrzybiałości i niemocy.