Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczyniło tym okrutnikom, że je tak nieludzko spalili?
— Nieprzyjaciółmi są rodu ludzkiego i twymi — rzekła Poppea.
A inni poczęli wołać:
— Uczyń sprawiedliwość. Ukarz podpalaczy! Sami bogowie chcą pomsty.
On zaś siadł, spuścił głowę na piersi i znów milczał, jakby niegodziwość, o której usłyszał, ogłuszyła go. Lecz po chwili potrząsnął rękoma i ozwał się:
— Jakież kary i jakież męki godne są takiej zbrodni?... Ale bogi mnie natchną i z pomocą potęg Tartaru dam biednemu ludowi memu takie widowisko, że przez wieki będzie mnie wspominał z wdzięcznością.
Czoło Petroniusza pokryło się nagle chmurą. Pomyślał o niebezpieczeństwie, jakie zawiśnie nad Lygią, nad Viniciuszem, którego kochał i nad wszystkimi tymi ludźmi, których naukę odrzucał, ale o których niewinności był przekonany. Pomyślał również, że rozpocznie się jedna z takich krwawych orgii, jakich nie znosiły jego oczy estety: Lecz przedewszystkiem mówił sobie: „Muszę ratować Viniciusza, który oszaleje, jeśli tamta dziewczyna zginie“ i ten wzgląd przeważył wszystkie inne, Petroniusz rozumiał bowiem dobrze, że poczyna grę tak niebezpieczną, jak nigdy w życiu.
Począł wszelako mówić swobodnie i niedbale, jak