Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęście, a zarazem zniszczyć, splugawić i zohydzić to, co jest najdroższe i jedynie ukochane w życiu.
Zgroza przejęła go teraz na samą myśl o tem. Spojrzał na Chilona, który, wpatrując się w niego, zasunął rękę pod łachman i drapał się niespokojnie, poczem przejęło go niewypowiedziane obrzydzenie i chęć zdeptania tego dawnego pomocnika, tak, jak depce się plugawe robactwo lub jadowitego węża. Po chwili wiedział już, co ma uczynić. Lecz, nie znając w niczem miary, a idąc za popędem swej srogiej rzymskiej natury, zwrócił się do Chilona i rzekł:
— Nie uczynię tego, co mi radzisz, byś jednak nie odszedł bez nagrody, na jaką zasługujesz, każę ci dać trzysta rózeg w domowem ergastulum.
Chilo zbladł. W pięknej twarzy Viniciusza tyle było zimnej zawziętości, iż ani chwili nie mógł się łudzić nadzieją, by obiecana zapłata była tylko okrutnym żartem.
Więc rzucił się w jednej chwili na kolana i zgiąwszy się, począł jęczyć przerywanym głosem:
— Jakto, królu perski? za co?.. Piramido łaski! kolosie miłosierdzia! za co?.. Jam stary, głodny, nędzny... Służyłem ci... Tak-że się odwdzięczasz?..
— Jak ty chrześcijanom — odparł Viniciusz.
I zawołał dyspensatora.
Lecz Chilo skoczył do jego nóg i, objąwszy je