Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Viniciusz zmieszał się, lecz Petroniusz w tej chwili przyszedł mu z pomocą:
— Założę się, panie, — rzekł — że zapomniał. Czy widzisz jego zmieszanie? Pytaj go o to, ile ich było od tego czasu, a nie ręczę, czy i na to potrafi odpowiedzieć. Z Viniciuszów dobrzy żołnierze, ale lepsze jeszcze koguty. Trzeba im stada. Ukarz go za to, panie, i nie zaproś go na ucztę, jaką nam Tigellinus obiecuje wyprawić na twoją cześć na stawie Agryppy.
— Nie, nie uczynię tego. Ufam Tigellinowi, że tam właśnie stada nie zbraknie.
— Miałożby braknąć charytek tam, gdzie będzie Amor? — odpowiedział Tigellin.
Lecz Nero rzekł:
— Nuda mnie dręczy! Zostałem z woli bogini w Rzymie, ale go nie mogę znosić. Wyjadę do Antium. Duszę się w tych ciasnych ulicach, wśród tych walących się domów, wśród tych plugawych zaułków. Smrodliwe powietrze zalatuje aż tu, do mego domu i do moich ogrodów. Ach, gdyby trzęsienie ziemi zniszczyło Rzym, gdyby jaki rozgniewany bóg zrównał go z ziemią, dopiero pokazałbym wam, jak powinno się budować miasto, które jest głową świata i moją stolicą.
— Cezarze — odpowiedział Tigellinus — mówisz: „gdyby jaki rozgniewany bóg zniszczył miasto“ — czy tak?
— Tak! Więc cóż?