Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciusza, który, mimo iż Kryspus skrapiał mu twarz wodą, mdlał ciągle z bólu. Była to zresztą szczęśliwa dla niego okoliczność, nie czuł bowiem nastawiania nogi, ani opasywania złamanego ramienia, które Glaukus ujął w dwie wklęsłe deseczki, a następnie obwiązał szybko i silnie, aby je unieruchomić.
Lecz po dokonanej operacyi rozbudził się znowu — i ujrzał nad sobą Lygię.
Stała tuż przy jego łóżku, trzymając przed sobą miedziane wiaderko z wodą, w której Glaukus zanurzał od czasu do czasu gąbkę i zwilżał nią jego głowę.
Viniciusz patrzył i oczom nie wierzył. Zdawało mu się, że to sen albo gorączka stawia przed nim drogie widmo — i po długiej dopiero chwili zdołał wyszeptać:
— Lygio...
Na jego głos wiaderko zadrżało w jej ręku, lecz zwróciła na niego oczy, pełne smutku.
— Pokój z tobą! — odrzekła zcicha.
I stała z wyciągniętemi przed się rękoma, z twarzą pełną litości i żalu.
On zaś patrzył na nią, jakby chcąc napełnić nią źrenice tak, aby po zamknięciu powiek obraz jej został mu pod niemi. Patrzył na jej twarz, bledszą i szczuplejszą niż dawniej, na skręty ciemnych włosów, na ubogi ubiór robotnicy; patrzył tak uporczywie, że aż pod wpływem jego wzroku jej śnieżne