Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 294.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodą z fontanny tych, których presbyterowie przedstawiali, jako do przyjęcia chrztu przygotowanych. Viniciuszowi zdawało się, że ta noc nigdy się nie skończy. Chciał teraz iść jak najprędzej za Lygią i pochwycić ją w drodze lub w jej mieszkaniu.
Wreszcie niektórzy poczęli opuszczać cmentarz. Chilo wówczas szepnął:
— Wyjdźmy, panie, przed bramę, albowiem nie zdjęliśmy kapturów i ludzie patrzą na nas.
Tak było rzeczywiście. Gdy podczas słów apostoła wszyscy odrzucili kaptury, ażeby lepiej słyszeć, oni nie poszli za ogólnym przykładem. Rada Chilona wydała się też roztropną. Stojąc przy bramie, mogli uważać na wszystkich wychodzących, Ursusa zaś nietrudno było rozpoznać po wzroście i postawie.
— Pójdziemy za nimi — rzekł Chilo — zobaczymy, do jakiego domu wchodzą, jutro zaś, a raczej dziś jeszcze, otoczysz, panie, wszystkie wejścia do domu niewolnikami i zabierzesz ją.
— Nie! — rzekł Viniciusz.
— Co chcesz uczynić, panie?
— Wejdziemy za nią do domu i porwiemy ją natychmiast: wszak podjąłeś się tego, Krotonie?
— Tak jest — rzekł lanista — i oddaję ci się, panie, jako niewolnik, jeśli nie złamię krzyża temu bawołowi, który jej strzeże.
Lecz Chilo począł odradzać i zaklinać ich na wszystkich bogów, ażeby tego nie czynili. Przecie