Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znów mu powtórzył, że chyba na jaką daleką wyprawą pójdzie, aby się nieznośnego żywota pozbyć, rzekł mu:
— Pókiś goło miał pod nosem, tom tobą rządził, ale teraz — twoja wola! Chcesz-li koniecznie swojemu jeno rozumowi dufać i iść — to idź.
A Zbyszko aż zerwał się ze zdziwienia i siadł na łożu.
— Jakto? To już się nawet i temu nie przeciwicie?
— Co mam się przeciwiać? Żal mi tylko okrutnie rodu, któryby razem z tobą zaginął, ale i na to może znajdzie się rada.
— Jaka rada? — pytał niespokojnie Zbyszko.
— Jaka? No! nie ma co gadać, że roki mi godne są — ale też i mocy w kościach nie brak. Jużci, Jagience patrzyłby się młodszy jakowyś chłop — ale żem to jej nieboszczykowi ojcu był przyjacielem — to kto wie...
— Byliście jej ojcu przyjacielem, — odrzekł Zbyszko — ale dla mnie nigdyście nie mieli życzliwości — nigdy! nigdy!...
I przerwał, bo mu się poczęła broda trząść, a Maćko rzekł:
— Ba! skoro koniecznie chcesz ginąć — to cóż mam robić?
— Dobrze! róbcie co chcecie — a ja jeszcze dziś w świat pojadę!
— Głupiś — powtórzył Maćko.