Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0924.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zywać, a teraz znów w inną godzi. Zali taka to u niego stateczność i taka rycerska wiara?
Pan de Lorche wysłuchał tej odpowiedzi z ust swego Pomorczyka, westchnął głęboko, popatrzał chwilę w blednące mocno niebo i tak na zarzuty Zbyszkowe odpowiedział:
— Słusznie mówisz. Ni statku, ni wiary! bom jest człek grzeszny i niegodny ostróg rycerskich nosić. Co do panny Agnieszki z Długolasu — prawda, ślubowałem jej, i Bóg da, że wytrwam, ale uważ, jak cię wzruszę, gdy ci opowiem, jak okrutnie ze mną w czerskim zamku postąpiła.
Tu znów westchnął, spojrzał w niebo, na którego wschodzie czyniła się coraz jaśniejsza smuga i poczekawszy dopóki Pomorzanin nie przetłómaczy jego słów, tak dalej po chwili mówił:
— Powiedziała, że wrogiem jest pewien czarnoksiężnik, w wieży wśród lasów mieszkający, który corocznie smoka przeciw niej wysyła, a ów podchodzi każdej wiosny pod mury czerskie i patrzy, czyby jej pochwycić nie zdołał. Co gdy rzekła, wraz oświadczyłem, że będę walczył ze smokiem. Ach! uważ, co dalej opowiem: gdym stanął na wskazanem miejscu, ujrzałem okropną poczwarę, czekającą mnie nieruchomie, i radość zalała mi duszę, bom myślał, że albo polegnę albo dziewicę z plugawej paszczy ocalę i nieśmiertelną sławę pozyskam. Ale gdym natarł zblizka kopią na poczwarę, cóżem, jak mniemasz ujrzał? Oto wielki wór słomy na drewnianych kołkach, z ogonem z powróseł! I śmiech ludzki, nie sła-