Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0919.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie ręką i ozwał się swym grubym, donośnym głosem:
— Milczałbyś! Na uciechę my tu przyszli — i jadło a napitek, nie twoje pergaminy radzi obaczym.
Lecz uśmiechnął się przytem dobrotliwie, nie chcąc, aby Krzyżak myślał, że mu gniewnie odpowiada i dodał:
— O sprawach będzie czas gadać z mistrzem w Raciążku.
Potem do księcia Ziemowita:
— A jutro do puszczy na łów — co?
Pytanie to było zarazem oznajmieniem, że tego wieczoru nie chce o czem innem mówić, jeno o łowach, w których z całej duszy się kochał i dla których rad na Mazowsze przyjeżdżał, gdyż Mało i Wielkopolska mniej były lesiste, a w niektórych ziemiach tak już zaludnione, że im zgoła brakło lasów.
Więc poweselały oblicza, bo wiedziano, że król przy rozmowie o łowach bywa także i wesół i niezmiernie łaskaw. Książę Ziemowit począł też zaraz opowiadać, dokąd pojadą i na jakiego zwierza będą polowali, a książę Janusz posłał jednego z dworzan, aby sprowadził z miasta jego dwóch „brońców“, którzy żubrów wywodzili z ostępów za rogi i łamali kości niedźwiedziom, pragnął ich bowiem królowi pokazać.
Zbyszko chciał bardzo pójść, pokłonić się Panu, ale nie mógł do niego dostąpić. Zdala tylko kniaź Jamont, zapomniawszy widocznie o o-