Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0880.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I próbowała wyciągnąć ku niemu ręce, ale dla zbytniej słabości nie mogła tego uczynić; on natomiast objął ją ramionami, z sercem tak wezbranem, jakby jej dziękował za jakąś niezmierną łaskę.
— Przebudziłaś się! — mówił. — O, Bogu chwała... Bogu...
Poczem zabrakło mu głosu — i przez czas jakiś patrzali na siebie w milczeniu. Ciszę polną mącił tylko wonny powiew od strony łąki, który szemrał w liściach gruszy, ksykanie koników w trawach i dalekie, niewyraźne śpiewanie kosiarza.
Danusia spoglądała coraz przytomniej i nie przestawała się uśmiechać, zupełnie jak dziecko, które we śnie widzi anioła. Powoli jednak w oczach jej poczęło się odbijać jakby pewne zdziwienie.
— Gdziem jest?... — rzekła.
Wówczas z ust jego wyrwał się cały rój krótkich, przerywanych przez radość odpowiedzi:
— Przy mnieś jest! Pod Spychowem! Do tatusia jedziemy. Skończona twoja niedola. Oj! Danuśko moja! Oj! Danuśko! Szukałem cię i odbiłem. Nie w niemieckiej tyś już mocy. Nie bój się! Zaraz będzie Spychów. Chorzałaś, ale Pan Jezus się zmiłował! Ile było boleści, ile płakania! Danuśko!... Teraz już dobrze!... Nic, jeno szczęśliwość przed tobą. Ej, com się naszukał!... Com się nawędrował!... Ej, mocny Boże!.. Ej!