Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0855.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ich pytaniami, a dowiedziawszy się, że jeńca — Krzyżaka wiodą, mówili:
— Podarujcież go nam, panie: już my go sprawim!
I prosili tak natarczywie, że Czech często musiał się gniewać, albo tłomaczyć im, że jeniec jest książęcy. To wówczas ustępowali. Później w kraju już osiadłym, ze szlachtą i włodykami nie szło też łatwo. Wrzała tam nienawiść przeciw Krzyżakom, pamiętano bowiem żywo wszędzie zdradę i krzywdę wyrządzoną księciu, wówczas, gdy w czasie największego spokoju porwali go Krzyżacy pod Złotoryją i zatrzymali jako więźnia. Nie chciano tam już wprawdzie „sprawiać" Zygfryda, ale ten lub ów twardy szlachcic mówił: „Rozwiążcie go, tu mu dam oręż i za miedzą pozwę go na śmierć.“ Takim wkładał jako łopatą w głowę Czech, że pierwsze prawo do pomsty ma nieszczęsny pan spychowski, i że nie wolno go jej pozbawiać.
Ale w osiadłych stronach łatwo już szła podróż, bo były jakie takie drogi i konie wszędy karmiono owsem lub jęczmieniem. Jechał też Czech żywo, nie zatrzymując się nigdzie, i na dziesięć dni przed Bożem Ciałem stanął w Spychowie.
Przyjechał wieczorem jak wówczas, gdy go był Maćko ze Szczytna z wiadomością o swoim odjeździe na Żmujdź przysłał i tak samo jak wówczas, zbiegła do niego, ujrzawszy go z okna Jagienka, a on jej do nóg padł, słowa przez chwilę