Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0830.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kazała, jakom wam wiernie powtórzył.
— A no, to możebyś i ruszył przed nami. Staremu Jurandowi teżby trza oznajmić, że się córka znalazła, aby go zaś nagła radość nie zabiła. Jak mi Bóg miły, nie ma nic lepszego do zrobienia. Wracaj! Powiedz, żeśmy Danuśkę odbili i że niebawem z nią przyjedziem, a sam zabierz tamtą niebogę i weź ją doma.
Tu westchnął stary rycerz, bo żal mu istotnie było Jagienki i tych zamiarów, które w duszy piastował.
Po chwili znów spytał:
— Wiem, żeś chłop i roztropny i mocny, ale potrafisz-że ty ustrzedz jej od jakiej krzywdy albo przygody? Bo to w drodze łatwie się może to i owo zdarzyć.
— Potrafię, choćby też przyszło i łbem nałożyć! Wezmę kilku dobrych pachołków, których mi pan spychowski nie pożałuje, i doprowadzę ją przezpiecznie, choćby na koniec świata.
— No! zbytnio sobie nie dufaj. Pamiętaj też, że na miejscu, w samych Zgorzelicach, trzeba znów mieć oko na Wilków z Brzozowej i na Cztana z Rogowa... Ale prawda! Nie do rzeczy gadam, bo ich trzeba było strzedz, póki się nie miało co innego na myśli. A teraz nie żywie już nadzieja, i będzie, co ma być.
— Wszelako ustrzegę ja panienki i od tamtych rycerzy, bo ta, panna Zbyszkowa nieboga, ledwie chudziątko zipie.. nużby zmarła!