Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0799.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamku do zamku, od komturyi do komturyi, od miasta do miasta, chodziłem za nim bez przestanku aż do ostatniej bitwy.
Zbyszko tymczasem opanował wzruszenie i rzekł:
— Wdzięcznym ci jest, i nie ominie cię nagroda. Ale teraz odpowiadaj, o coć zapytam: żali przysięgniesz mi na zbawienie duszy, że ona żyje?
— Przysięgam na zbawienie duszy! — odrzekł poważnie Sanderus.
— Czemu Zygfryd opuścił Szczytno?
— Nie wiem, panie, jeno się domyślam: Nie był ci on nigdy starostą w Szczytnie, a opuścił je, może bojąc się rozkazów mistrza, który, jako mówiono, pisał do niego, aby brankę oddał księżnie mazowieckiej. Może przed owem pismem uciekał, gdyż dusza zapiekła się w nim od boleści i pomsty za Rotgera. Powiadają teraz, że to był jego syn. I nie wiem, jako tam było, jeno wiem, że aż mu się coś w głowie pomieszało z zaciekłości, i że póki żyw, póty córki Jurandowej — chciałem rzec: młodej pani — z rąk nie popuści.
— Dziwne mi się to wszystko zdawa — przerwał nagle Maćko — bo gdyby ów stary pies taki był na całą Jurandową krew zawzięty, to byłby Danuśkę zabił.
— I chciał to uczynić — odparł Sanderus — ale coś ci go takiego spotkało, że aż potem ciężko zachorzał i o mało ostatniej pary nie puścił. Siła o tem szepcą sobie jego ludzie. Niektórzy