Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0778.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zkąd się mogło wziąć ich tyle i dla czego wszystkie głosy odzywają się z ziemi, nie zaś z wierzchołków drzew. Pierwszy szereg knechtów ukazał się właśnie na skręcie i stanął jak wryty, na widok nieznanych, stojących naprzeciw jeźdźców.
A Zbyszko w tej samej chwili pochylił się na siodle, uderzył konia ostrogami i skoczył:
— W nich!
Za nim skoczyli inni. Z obu stron boru podniósł się straszliwy okrzyk żmujdzkich wojowników. Około dwustu kroków dzieliło Zbyszkowych ludzi od Krzyżaków, którzy w mgnieniu oka pochylili las dzid ku jeźdźcom, podczas, gdy dalsze szeregi zwróciły się z równą szybkością czołem ku obu stronom lasu, aby bronić się od napaści z boków. Byliby podziwiali ową sprawność rycerze polscy, gdyby znaleźli czas na podziw, i gdyby konie nie niosły ich w największym pędzie ku błyszczącym, nastawionym grotom.
Pomyślnym dla Zbyszka wypadkiem, jazda krzyżacka znajdowała się z tyłu oddziału przy wozach. Ruszyła ona wprawdzie zaraz ku swojej piechocie, ale ani przejechać przez nią ani jej ominąć, a tem samem i zasłonić od pierwszego uderzenia nie mogła. Otoczyło przytem ją samą mrowie Żmujdzinów, którzy poczęli wysypywać się z gąszczów, jak jadowity rój os, których gniazdo niebaczny podróżny nogą potrącił. Zbyszko uderzył się tymczasem razem ze swoimi ludźmi o piechotę.
I uderzył bez skutku. Krzyżacy, powbija-