Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0730.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tura nie stradał. Tembardziej mógł być pożyteczny na wojnie, zwłaszcza takiej, jaka toczyła się na żmujdzkiej granicy. Głowaczowi było tak pilno w pole, ze gdy razem z Jagienką wrócili od Juranda, podjął ją pod nogi i rzekł:
— To wolę waszej miłości zaraz się pokłonić i o dobre słowo na drogę poprosić.
— Jakże? — zapytała Jagienka — dziś jeszcze chcesz jechać?
— Jutro do dnia, by konie przez noc wypoczęły. Okrutnie daleka na Zmujdź wyprawa!
— To i jedź, bo łacniej rycerza Maćka dogonisz.
— Ciężko będzie. Stary pan twardy na wszelakie trudy i o kilka dni mnie wyprzedził. Przytem pojedzie przez Prusy, by sobie drogę skrócić, ja zaś puszczami muszę. Pan ma listy od Lichtensteina, które po drodze może pokazywać, ja zaś musiałbym pokazywać chyba ot co! — i tem sobie wolny przejazd czynić.
To rzekłszy, położył rękę na głowni korda, który miał przy boku, co widząc, Jagienka zawołała:
— A ostrożnie! Skoro jedziesz, to trzeba, byś dojechał, a nie w jakowemś podziemiu krzyżackiem ostał. Ale i w puszczach dawaj na się baczenie, bo tam teraz różne złe bożki mieszkają, które tamtejszy naród czcił, nim do chrześcijaństwa nie przystał. Pamiętam, jako to i rycerz Maćko i Zbyszko opowiadali w Zgorzelicach.
— Pamiętam, ale jakoś nie boję się, bo chu-