Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0716.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas nie hańbili i nie będą... Chodziliśmy do nich za waszych rządów, pójdziemy teraz pod Tolimą, albo i bez niego. Już my Szczytna musimy dobyć i tę sobaczą krew z nich wytoczyć — tak nam dopomóż Bóg!
— Tak nam dopomóż Bóg! — powtórzyło kilkanaście głosów.
— Do Szczytna!
— Krwi nam trzeba!
I wraz płomień ogarnął zapalczywe serca mazurskie. Łby poczęły się marszczyć, oczy błyskać, tu i owdzie ozwało się zgrzytanie zębów. Lecz po chwili głosy i zgrzytania umilkły, a oczy wszystkich wpatrzyły się w Juranda.
Owemu zaś zrazu zakwitły policzki, jakby zagrała w nim dawna zawziętość i dawna bojowa otucha. Podniósł się i znów począł szukać dłonią po ścianie. Ludziom wydało się, że szuka miecza, ale tymczasem palce jego trafiły na krzyż, który ksiądz Kaleb zawiesił był na dawnem miejscu.
Więc zdjął go raz wtóry ze ściany, poczem twarz mu pobladła, zwrócił się ku ludziom, podniósł ku górze puste jamy oczu i wyciągnął przed się krucyfiks.
Nastało milczenie. Na dworze czynił się już wieczór. Przez otwarte okna dochodził świegot ptactwa, które układało się do snu na poddaszach gródka i w lipach, rosnących na dziedzińcu. Ostatnie czerwone promienie słońca padały, przenikając do izby, na wzniesiony w górę krzyż i włosy Juranda.