Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0602.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wróciwszy do izby, siadł na tem samem krześle, na którem go wiadomość zastała — i siedział z twarzą kamienną, nieruchomy, tak długo, że pacholik począł się niepokoić i wsuwać coraz częściej głowę przeze drzwi. Godzina płynęła za godziną, w zamku ustawał zwykły ruch, tylko od strony kaplicy dochodziło głuche, niewyraźne stukanie młotka, a potem nic nie mąciło ciszy, prócz nawoływań wartowników.
Była też już blizko północ, gdy stary rycerz rozbudził się jakby ze snu i zawołał pachołka.
— Gdzie jest brat Rotgier? — zapytał.
Lecz chłopak, rozstrojony ciszą, wypadkami i bezsennością, widocznie nie zrozumiał go, gdyż spojrzał nań z trwogą i odrzekł ze drżeniem w głosie:
— Nie wiem, panie!...
A starzec uśmiechnął się rozdzierającym uśmiechem i rzekł łagodnie:
— Jać, dziecko, pytam; zali już w kaplicy?
— Tak jest, panie.
— To dobrze. Powiedz-że Diderichowi, by tu przyszedł z latarnią i by czekał, póki nie wrócę. Niech ma także i kociołek z węglami. Czy w kaplicy już jest światło?
— Goreją świece wedle trumny.
Zygfryd zawdział płaszcz i wyszedł.
Przyszedłszy do kaplicy, rozejrzał się od drzwi, czy nie ma nikogo, potem zamknął je starannie, zbliżył się do, trumny, odstawił dwie świe-