Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0472.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spojrzeć chcecie. Jakże się było przeciwić i ojcowego przykazania nie spełnić?
Jurand zaś podjął ją pod nogi.
— Ja nikogo nie winuję, miłościwa pani.
— I to wiedzcie, że ją Bóg wam odda, bo oko Jego jest nad nią. Ześle on jej poratowanie, jako na ostatnich łowach zesłał, gdy srogi tur na nas uderzył — a Pan Jezus natchnął Zbyszka, żeby nas bronił. Sam ci o mało nie stradał żywota i długo potem chorzał, ale Danuśkę i mnie obronił, za co mu książę dał pas i ostrogi. Widzicie!... Ręka Boska jest nad nią. Pewnie, że dziecka żal. I mnie samej żal. Myślałam, że z wami przyjedzie, że ją obaczę najmilszą, a tymczasem...
I głos jej zadrżał i łzy puściły się z oczu, a w Jurandzie tłumiona dotychczas rozpacz zerwała się na chwilę, nagła i straszna, jak wicher. Chwycił rękoma swe długie włosy, a głową począł bić w belki ściany, jęcząc i powtarzając chrapliwym głosem:
— Jezu! Jezu! Jezu!...
Lecz Zbyszko skoczył ku niemu i potrząsnąwszy go z całą siłą za ramiona, zawołał:
— W drogę nam! Do Spychowa!

IV.

— Czyj to poczet? — zawołał nagle Jurand, ocknąwszy się za Radzanowem z zamyślenia, jakby ze snu.
— Mój — odpowiedział Zbyszko.